Nie, nie możesz mieć wszystkiego
Pewnego razu przeczytałem historyjkę na Facebooku. Jak większość tego co można tam znaleźć, pewnie była prawdą w zaledwie 38 procentach, napisaną przez 16-latka. W każdym razie zaciekawiła mnie i – co najważniejsze – skłoniła do myślenia.
Opowieść była o gościu imieniem Mohhamed El-Erian. Był on dyrektorem generalnym wartego grube pieniądze funduszu obligacji o nazwie PIMCO i zarabiał 100 milionów dolarów rocznie. W styczniu, niespodziewanie zrezygnował z posady aby móc spędzać więcej czasu ze swoją 10-letnią córką.
Teraz złe wieści – w odbiorze społecznym tego typu decyzja to naprawdę wielka rzecz. Całkowicie niespodziewana i stojąca w opozycji do przekonania w stylu „zarabiaj miliony albo przynajmniej umrzyj próbując”, do którego jesteśmy przyzwyczajeni. Historyjka oczywiście zatoczyła szeroki krąg w social mediach, wzbudzając żywe dyskusje.
Okazało się, że El-Erian podjął swoją decyzję po kłótni z córką. Krzyczał na nią aby umyła zęby. Odmówiła. Rzucił klasyczne: „Jestem Twoim ojcem i zrobisz co Ci każę”, na co ona odparowała, żeby sobie darował. Potem uciekła do pokoju i zrobiła listę 22 najważniejszych wydarzeń w jej życiu, w których ojciec nie był obecny z powodu pracy: przyjęcia urodzinowe, występy w szkole, zjazdy hare krishna, itd. Przypuszczalnie ta nabazgrana ołówkiem lista dała El-Erianowi naprawdę mocno w kość bo następnego dnia postanowił zarzucić swoją pracę w funduszu na dobre. Cholernie bogaty Mohammed El-Erian od tego momentu stał się pełnoetatowym tatą.
Jeśli uczyłeś się kiedyś ekonomii, to pewnie jedną z pierwszych rzeczy, które poznałeś był termin „koszt alternatywny” – ideę, która równie często jest ilustrowana stwierdzeniem „nie ma czegoś takiego jak darmowy lunch”.
Koszt alternatywny oznacza, że wszystko co robisz, cokolwiek by to nie było, ma swój koszt, często niebezpośredni. Na przykład kiedy ktoś zaprasza Cię na darmowy, godzinny lunch. Pomimo tego, że zyskasz wartość lunchu w czasie tej godziny, to tracisz wszystkie inne potencjalne czynności, które mógłbyś wtedy robić.
Czyli tracisz dodatkową godzinę pracy. Dodatkową godzinę snu. Dodatkową godzinę wydzwaniania do potencjalnych klientów. Albo tak jak w przypadku El-Eriana – dodatkową godzinę bycia z jego 10-letnią córką.
Nasza kultura wysławia ludzi, którzy stają się bogaci dzięki robieniu rzeczy niezwykłych. Ale te „niezwykłe rzeczy” często oznaczają ponoszenie ekstremalnie wysokiego kosztu alternatywnego. Bill Gates słynął z tego, że nocował w swoim biurze przez większą część tygodnia dzięki czemu w wieku 30 lat wiodło mu się już całkiem dobrze. Steve Jobs był fatalnym ojcem dla swojej pierwszej córki. Brad Pitt nie mógł wydostać się z własnego domu bez efektu stroboskopu z otaczających go aparatów i kamer. Twierdził , że powodem przeżywanych przez niego okresów depresji i ucieczki od ludzi była właśnie jego sława.
Chodzi o to, że zajmowanie się czymś rzeczywiście wyjątkowym nieodłącznie wiąże się z poświęceniem, które może nie być takie oczywiste od samego początku. Tak jak ominięcie urodzin własnej córki kilka razy z rzędu.
(Jeśli czytasz moje teksty, to pewnie spotkałeś się już z tą ideą w innej postaci – na przykład tutaj.)
I tutaj pojawia się problem. Współczesny świat pomnaża nasze możliwości. Tym samym pomnaża też koszty alternatywne, czyniąc je bardziej kosztownymi, bo trudniej jest podjąć decyzję na co przeznaczyć cały swój czas i energię, bez poczucia jakiegoś rodzaju żalu czy wyrzutów sumienia.
Poszukaj takiego terminu jak „FOMO” – strach przed tym, że coś cię omija (Fear of Missing Out). Żyjemy w świecie w którym jesteśmy nieustannie obrzucani przypomnieniami o wszystkim, z czego i tak nie możemy skorzystać.
Wcześniej, powiedzmy 200 lat temu, ludzie nie mieli tego problemu. Jeśli urodziłeś się w rodzinie rolniczej, to pewnie nie miałbyś wiele możliwości poza byciem rolnikiem. Co więcej, pewnie nawet nie miałbyś świadomości, że są inne możliwości. Tak więc poświęcenie całego swojego życia rolnictwu aby stać się w tym prawdziwym fachowcem, nie oznaczało zbyt dużych kosztów alternatywnych i właściwie żadnego „FOMO”. Ponieważ nie było nic co mogłoby cię ominąć.
Tym dziwnym, pokrętnym sposobem, dawniej ludzie mogli „mieć wszystko”. Po prostu mieli to co mieli i nie było zbyt wielu rzeczy, które jeszcze mogliby mieć.
Niedawno napisałem artykuł o celu w życiu. Szalone tłumy udostępniły go na Facebooku a potem okrzyknęły mnie spoko gościem. Elizabeth Gilbert, autorka książki „Jedz, módl się, kochaj” (Eat, pray, love) stwierdziła nawet że tekst jest całkiem składny. Ale cały biznes wokół „życiowego celu”, kilka dekad temu nawet nie istniał. Bo takie pytanie nie miało sensu.
Twój kryzys poszukiwania sensu w życiu jest w pewnym sensie luksusem – czymś co możesz mieć dzięki niemal nieskrępowanej wolności jaką oferuje Ci współczesny świat.
Cały czas dostaję maile od ludzi, którzy narzekają z powodu brak równowagi między życiem a pracą. Sieć i główne media są wypełnione rozprawami na temat na temat tego czy można „mieć wszystko” – na przykład czy możliwa jest gwiazdorska kariera i jednocześnie szczęśliwe życie rodzinne i jednocześnie posiadanie fajnego hobby i jednocześnie stabilność finansowa i jednocześnie posiadanie świetnego ciała i jednocześnie gotowanie organicznych potraw w samej bieliźnie jednocześnie kupując apartament na plaży na swoim iPhonie 7, wszystko w tym samym czasie?
To nie nasza umiejętność utrzymania równowagi pomiędzy pracą a zabawą się zmieniła. Zmieniła się ilość dostępnych możliwości na pracę zabawę – jest większa niż kiedykolwiek – więcej zainteresowań, większa świadomość każdej potencjalnej rzeczy, która nas omija. Czyli, w skrócie, ponosimy więcej alternatywnych kosztów.
No i codziennie uświadamiamy to sobie w tym potężnie skomunikowanym świecie. Każdy kto postanawia, że chce poświęcić swoje życie osobiste na rzecz rozwijania kariery jest nieustannie bombardowany przez informacje o radosnych podbojach miłosnych swoich znajomych i swoich nieznajomych. No i każdy kto poświęca swoją karierę aby mieć więcej czasu i sił dla rodziny jest zasypywany informacjami o tym jak spektakularny sukces materialny osiągają ludzie naokoło. Każdy kto zdecyduje się na niewdzięczną ale niezwykle użyteczną dla społeczeństwa pracę ma okazję utopić się w idiotycznych historyjkach o tych co to są piękni i bogaci.
Więc jak się zachować w tej nowej kulturze nadmiaru połączeń? Co zrobić ze swoim FOMO?
Standardowa odpowiedź, którą można znaleźć w większości księgarni i na większości seminariów brzmi mniej więcej tak – „zrób więcej za mniej”, „trenuj zarządzanie czasem” albo podążając za Arnoldem Schwarzeneggerem – „śpij szybciej”.
El-Erian, w swoim Facebookowym wpisie „Ojciec roku” twierdzi, że spędził całe lata usprawiedliwiając swoją nieobecność na urodzinach córki – że był zajęty, że praca zbyt wymagająca, że pochłonęły go podróże.
To typowe w balansowaniu między pracą a życiem, żałosne narzekanie w stylu: „jest tyle rzeczy, które chciałbym zrobić ale po prostu brakuje mi czasu!”.
A co jeśli „robienie więcej” wcale nie jest odpowiedzią?
Co jeśli odpowiedzią jest „chcenie mniej”?
Może trzeba po prostu zaakceptować swój ograniczony potencjał i nieszczęsną, jako człowieka, tendencję do bycia w danej chwili tylko w jednym miejscu i czasie. Może lepiej poznać się na swoich nieuchronnych ograniczeniach i dopiero wtedy ustawić priorytety wg tego na czym nam zależy, uwzględniając te ograniczenia?
A co jeśli jest to tak proste, jak stwierdzenie: „To jest to co decyduję się cenić ponad wszystko inne” a następnie życie w ten sposób?
Kiedy decydujemy się robić wszystko, wypełniając życiową checklistę aby „mieć wszystko”, to w istocie prowadzimy bezwartościowe życie gdzie wszystko jest równie ważne i nic stracone. Kiedy wszystko jest istotne i równie mocno chciane, to wtedy nic nie jest rzeczywiście istotne i chciane.
W zeszłym tygodniu otrzymałem maila od faceta, który był bardzo zestresowany tym co się wówczas działo w jego życiu. Miał znienawidzoną pracę a przy tym stracił kontakt z przyjaciółmi i zajęciami, które kiedyś były dla niego ważne. Twierdził, że to depresja. Twierdził, że czuł się jakby zagubił siebie. Twierdził, że nienawidzi swojego życia.
Ale na końcu listu dodał, że przywykł do życia, które zapewniała mu jego praca. Tak więc w ogóle nie brał pod uwagę rzucenia swojej pracy. No i zapytał co w takim razie powinien zrobić?
Z mojego doświadczenia wynika, że ludzie, którzy zamartwiają się z powodu tak zwanego pytania o „sens życia”, zawsze narzekają, że nie wiedzą co mają zrobić. Lecz problem w rzeczywistości nie leży w tym, że nie wiedzą co mają zrobić. Sęk w tym, że nie wiedzą z czego zrezygnować.
Priorytetem El-Eriana było 100 milionów dolców rocznie. Oraz bycie CEO. A także prywatne helikoptery, limuzyny ciągnące się jak guma do żucia i bankierzy spuszczający się na jego stan konta, gdziekolwiek by się pojawił. No i dla zdobycia tego wszystkiego, zdecydował się na bycie nieobecnym w życiu jego córki.
Aż pewnego dnia wybrał na odwrót.
Ten wpis jest tłumaczeniem jednego z najlepszych tekstów autorstwa Marka Mansona – z jego bloga: markmanson.net. Seria nosi tytuł Sens życia wg Marka Mansona.
Interesujące?
Weź udział w grupie, która w wyłącznie męskim gronie porusza podobne tematy. Przyjdź na Kwadraturę Koła.
Zostaw też swojego maila – dostaniesz informację o kolejnych dobrych tekstach.
[Foto: reynermedia]