Arkadiusz 'Trapez’ Winiatorski w podróży przez 3 Ameryki – wywiad z podróżnikiem
Podróż od Ognia do Lodu – z Ziemi Ognistej do Koła Podbiegunowego – na stopa, z plecakiem pełnym kamieni, które chcą wrócić do domu – tak w skrócie opisujesz swoją podróż na blogu (stonesontravel.com). Jak to się stało, że w końcu zdecydowałeś się rzucić pracę i spełnić swoje marzenie?
Ta podróż od zawsze była moim marzeniem. Od kiedy pamiętam zanudzałem swoich znajomych tym jakie to wielkie podróże mi się marzą, ale w rzeczywistości nie wiele robiłem aby je zrealizować. I tak mijał dniem za dniem, rok za rokiem, a moja podróż jak pozostawała w krainie marzeń tak do strefy rzeczywistości niewiele się zbliżała. Aż w końcu obudziłem się któregoś dnia z 26 przeżytymi latami i zorientowałem się że za chwilę przeżyję 30, 35 i 40 lat, a moje nigdy niezrealizowane plany obrośnie kurz. Byłem zły sam na siebie! „Zamiast gadać zacznij działać!” mówiłem sam sobie. Energię, którą marnowałem na irytowanie się na samego siebie postarałem się skumulować i przemienić w działanie.
Potrzebowałem jakiegoś motywatora, który w końcu pojawił się na dalekim horyzoncie – Igrzyska Olimpijskie. Od dziecka oglądałem Olimpiady i jako uzależniony od przeróżnych wolontariatów marzyłem, żeby pracować przy jej organizacji. Znalazłem informację, odpowiedzialną za rekrutację organizację i bez namysłu wysłałem aplikację. Kiedy dostałem informację zwrotną, że zostałem przyjęty do zespołu, wiedziałem że nie mogłem zrezygnować i że spaliłem za sobą jeden z mostów. Ostatecznie klamka zapadła kiedy kupiłem bilet. Kiedy pieniądze odpłynęły z konta już naprawdę nie było łatwo zrezygnować 😀 A potem przygotowania, uścisk dłoni z szefem, odliczanie dni, plecak na plecy i w drogę 🙂
Co masz na myśli pisząc o spalonym moście?
Wiesz, z jednej strony kupno biletu, nawet po poszukiwaniach najlepszej oferty, trochę kosztuje i kiedy te pieniądze odpłyną z Twojego konta już jest trochę trudniej zrezygnować. Podobnie było kiedy dostałem odpowiedź o przyjęciu do grona wolontariuszy. Skoro przeszedłem ponad roczny proces rekrutacji to teraz ciężko z tego zrezygnować. Identycznie kiedy ruszyłem ze stroną. Przecież teraz głupio byłoby napisać „wiecie co, jednak nie” :D. Mam wrażenie, że dobrze jest podejmować takie „ostateczne” decyzje. Trudniej jest się wtedy odwrócić i w ostatecznym momencie wycofać.
Historia niemal klasyczna z romantycznym sznytem. Facet budzi się pewnego dnia i wie, że już dłużej nie może snuć planów tylko musi zacząć działać. Nadarza się okazja, On stawia wszystko na jedną kartę i gotowe. W ten sposób od kilku miesięcy jesteś w podróży i odwiedziłeś już kilka krajów Ameryki Południowej a wszystko co masz, niesiesz na swoich plecach. Czego wymagały przygotowania do takiej wyprawy i co zabrałeś ze sobą?
Co ze sobą zabrałem?
- Plecak – prezent od kolegi służącego w wojsku. Podobno można do niego przytoczyć karabin i narty bo pochodzi z oddziałów górskich. Może dlatego żołnierze których tutaj spotykam tak na mnie obserwują 😀
- Namiot, karimate i śpiwór – wysłużone 8. latami spania w górach, na woodstockach, i na plażach podczas sztormów na Bałtyku
- Sandały i trampki – prawie równie stare jak namiot 🙂
- 5 koszulek – jak się okazało o jedną za dużo
- Spodnie i spodenki, ciepła i cienka bluzę – na cieplejsze i chłodniejsze momenty
- Kurtkę przeciwdeszczowa – na te bardziej mokre momenty
- Trochę bielizny i skarpetek
- Kosmetyczkę i szybkoschnący ręcznik – o higienę trzeba jednak dbać nawet w warunkach polowych
- Apteczkę – w razie W
- Zestaw naprawczy – igły, nici, trytki, gafę, linkę
- Malutkie rozmówki polsko-hiszpańskie – po hiszpańsku mówię, ale zawsze mówić mogę lepiej 😉
- Kilka mazaków – jadę wyłącznie stopem więc warto Czasami zrobić tabliczkę dla kierowców
- Telefon, kamerę GoPro i laptopa – za pośrednictwem czegoś trzeba się jednak z tym światem komunikować
- Worek technologiczny – woreczek z kablami, przejściówkami, zapasowymi bateriami, kartami sd itp
- Czołówkę, baterie, scyzoryk, łyżkę
- Dokumenty – rzecz oczywista
- I chyba najważniejsze – kamienie do odwiezienia 🙂
- I równie ważne – uśmiech 🙂
Same przygotowania zabrały mi kilka miesięcy. Najpierw trzeba było zakończyć wszystko to, co w Polsce mnie trzymało. Wcale nie jest tak łatwo skończyć z jednym życiem żeby nowe zacząć za Wielką Wodą 😀 jak się okazuje ilość umów i innych zobowiązań które nas trzymają jest porażająca. Wszystko jednak udało się domknąć i zamknąć na Czas.
Oprócz paszportu, który straci ważność dopiero za kilka lat, musiałem wyrobić nowe dokumenty, które swoją moc straciłyby w trakcie mojej podróży. Z wiadomych względów (czasowych i finansowych) nie chciałem ich wyrabiać w Ameryce Południowej. Przy okazji wyrobiłem międzynarodowe prawo jazdy i postarałem się o amerykańska wizę. Wszystkie dokumenty powędrowały w formie skanów na moją i mojego brata skrzynkę mejlową i na mojego laptopa. Przygotowałem też kilka odbitek xero.
Dalej było orientacyjne zaplanowanie trasy, sprawdzenie formalności wizowych do poszczególnych krajów, zorganizowanie elektronicznych przewodników, dokupienie brakującego sprzętu i przygotowanie laptopa, a raczej tego co na nim miało się znaleźć (odpowiednie programy, polska muzyka, filmy itp. Trzeba przecież mieć czym promować polską kulturę za granicą)
Trzeba było także zatroszczyć się o mój wirtualny dziennik – bloga i stronę na Facebooku
Sporo czasu spędziłem na obmyślaniu wszystkich „złych” sytuacji które mogą mnie spotkać i jak się przed nimi zabezpieczyć. Stąd m.in. dodatkowe konto w banku i dodatkowe karty bankomatowe, upoważnienia mojej rodziny do wszystkich urzędowych spraw, ubezpieczenie w razie wypadku, przemyślenie rozmieszczenia rzeczy w plecaku itp.
A na sam koniec to co najtrudniejsze – pożegnania z bliskimi 🙂
Wyobrażam sobie, że nie obyło się też bez wątpliwości. Jak radziłeś sobie w tych najtrudniejszych momentach?
To prawda, były wątpliwości, były i lęki, bo nie łatwo jest rzucić wszystko, całkiem dobrą pracę i pojechać w nieznane. Ale kiedy one przychodziły bardzo szybko wewnętrznie uderzałem się w twarz i mówiłem że „To trzeba zrobić! Tak długo o tym myślałeś, tak długo marzyłeś, a teraz masz się wycofać?” Próbowałem w sobie znaleźć wewnętrzną motywację. Wątpliwości przykryć wizją przygód które na mnie czekają. Pomagali też przyjaciele, z którymi rozmawiałem o tym jakie sprzeczne emocje we mnie szaleją. Bo z jednej strony ekscytacja, a z drugiej myśli czy dam radę, czy to udźwignę (psychicznie, organizacyjnie, a nawet fizycznie). Ale ostatecznie kiedy już cała maszyna przygotowań ruszyła, nie dało się jej zatrzymać. A na pewno nie chciałem jej zatrzymać. Najtrudniejszy był ten pierwszy krok, a potem nogi same mnie poniosły.
A teraz, kiedy już jesteś w podróży – co okazało się najtrudniejsze?
Może zabrzmi oczywiście ale najtrudniejsze jest to że jadę sam. Potrafię radzić sobie z samotnością, ale nigdy nie wyruszałem na tak długie, bądź co bądź, samotne włóczęgi. Jestem jednak zwierzęciem stadnym. Jasne, każdego dnia szukam i spotykam tutaj wiele ciekawych, intrygujących, zwyczajnych/niezwyczajnych ludzi, ale zawsze nasze kontakty są chwilowe i jakby powierzchowne- przebywamy że sobą kilka minut albo godzin. Oni ciekawi mnie i świata zawsze pytają o to samo (czemu oczywiście nie można się dziwić) więc nasze rozmowy przebiegają schematycznie. Nie nocuje w hostelach więc nie mam zbyt dużego kontaktu z innymi podróżującym. Brakuje mi znajomych, kogoś kto nadawałby na tych samych falach, z którym wieczorem mógłbym usciąść przy piwie i obśmiać absurdy dnia. Trochę w tej sytuacji pomaga Internet i możliwość dzielenia się swoimi przygodami. Bycie nomadem w XXI w. jest znacznie łatwiejsze, a podróżowanie teraz jest prostsze niż 40 lat temu. A może tak mi się tylko wydaje? Może jesteśmy uwiązani na niewidzialnym sznurze wi-fi? Może jak owce pasiemy się tylko na takiej przestrzeni jaką wyznacza nam ten sznur? He, he zapachniało poezja a ja chyba odbiegłem od tematu 🙂
Przyznam, że spodziewałem się węży, pająków, gangsterów lub przynajmniej trudnych warunków atmosferycznych, a Ty piszesz o samotności jako najtrudniejszej. Internet jak widać nie daje pełnego ukojenia.
W rozmowie z pewną bliską mi podróżniczką, dowiedziałem się, że każdy wyjazd to poszukiwanie. Czego Ty szukasz?
Nie jesteś pierwszą osobą która zadaje mi to pytanie i prawdę mówiąc ciężko mi na nie odpowiedzieć. Wydaje mi się że jeśli to znajdę, to w końcu dowiem się w poszukiwaniu czego za Wielką Wodę wyruszyłem 😀 Może szukam spełnienia? Może tak ulotnego szczęścia? A może cytując Kargula z „Kochaj albo rzuć”: „Ja świata ciekawy” i po prostu szukam drugiego człowieka z całą jego odmiennością kulturową i psychiczną. Architektura, pejzaże, kuchnia, kultura są ważne, ale to ludzie są dla mnie w tej podróży najważniejsi. Więc może chce sprawdzić jak jednocześnie podobni jesteśmy, chociaż żyjemy po dwóch stronach świata, i różni mimo tego że żyjemy na jednej planecie.
Jest jeszcze jedna rzecz, o którą podobno warto zapytać podróżnika: jesteś głodny?
Ponieważ może przeczytać to moja mama dlatego odpowiem stanowczo, zdecydowanie i jednoznacznie: raczej nie 😀
Na koniec chcę Cię jeszcze zapytać o facetów, którym się marzy ale wciąż nic z tego. Co byś im poradził?
Ja boję się że obudzę się kiedyś z 70 na karku i pomyśle że zmarnowałem to życie. Że tyle rzeczy chciałem zrobić a nie zrobiłem bo tylko gdybałem. Dlatego zamiast marnować ten Czas i energię na myślenie „ale byłoby fajnie gdyby…” trzeba zacząć działać! Zrobić plan i systematycznie przeć do przodu. Na maksa wycisnąć każdy dzień. Zrobić w końcu ten pierwszy krok a potem… Potem już świat sam nam pomoże 🙂
Tego właśnie Ci życzę – aby świat dalej Ci pomagał. Dzięki za rozmowę.
Dzięki OGROMNE 🙂
P.s. Co Ty na to, aby już teraz zaprosić Nowych Wojowników na sequel rozmowy z Arkadiuszem 'Trapezem’ Winiatorskim?
No jasne, zawsze chętny i gotowy ( jeśli oczywiście złapiesz ze mną kontakt 🙂 )
Arkadiusz 'Trapez’ Winiatorski – swoją niezwykłą podróż na stopa przez trzy Ameryki – z Ziemi Ognistej do Koła Podbiegunowego opisuje na blogu: stonesontravel.com
Rozmowę prowadził Adam Skrobol